Forum Karczma "U Cesarza" Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Nowy AAR - "konkurencja" dla Qartera :P Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Danielos von Krausos



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 584 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kębłowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:16, 10 Lut 2009 Powrót do góry

Michu wojak napisał:
Danielosie, nie musi być pocisk z balisty... może być COKOLWIEK innego poza strzałą z łuku lub kuszy, albo oszczepem Razz Strzał z balisty, cóż... po pierwsze było to pierwsze co wpadło mi do głowy. Po drugie, w poprzedniej wersji wyraźnie chiałeś zaznaczyć, że bohaterowie stracili łódkę i musieli dalej "płynąć bez łódki". Więc powiedz mi proszę, który strzał ma większe szanse powodzenia w wyrządzeniu łódce jakichkolwiek zauważalnych szkód? Strzał z balisty, czy z ŁUKU? Wink


Ale sam wtedy zauważyłeś, że Uteshi raczej pływać jak kaczka nie mógł, w końcu miał bardzo ciężką zbroję. Dlatego zmieniłem na to, że tej łódki nie stracili. Wink A skoro nie pocisk z balisty to z czego? Z katapulty? Razz A może z procy? Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Michu wojak



Dołączył: 03 Lut 2008
Posty: 178 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ustroń

PostWysłany: Wto 21:24, 10 Lut 2009 Powrót do góry

A to już, akurat nie mój problem Razz

Ale dla przykładu mogłeś napisać, że pocisk z katapulty uderzył MINIMALNIE w krawędź łódki, robiąc taką dziurę. Chociaż jej już by się nie dało zatkać. No, ale napisać, że wtedy Uteshi chwycił za jakieś naczynie, wiadro, hełm cokolwiek i wyrzucał tą wodę. Trzeba po prostu chwilę pomyśleć Smile Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danielos von Krausos



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 584 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kębłowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:05, 10 Lut 2009 Powrót do góry

Michu wojak napisał:
A to już, akurat nie mój problem Razz

Ale dla przykładu mogłeś napisać, że pocisk z katapulty uderzył MINIMALNIE w krawędź łódki, robiąc taką dziurę. Chociaż jej już by się nie dało zatkać. No, ale napisać, że wtedy Uteshi chwycił za jakieś naczynie, wiadro, hełm cokolwiek i wyrzucał tą wodę. Trzeba po prostu chwilę pomyśleć Smile Razz

No, pocisk z katapulty, gdyby lekko drasnął to by przewrócił całą łódkę. Ot prawa fizyki. No, ale nie ważne, nie mam zamiaru pisać drugiej poprawki. koniec tematu. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Michu wojak



Dołączył: 03 Lut 2008
Posty: 178 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ustroń

PostWysłany: Śro 17:13, 11 Lut 2009 Powrót do góry

Cytat:
No, pocisk z katapulty, gdyby lekko drasnął to by przewrócił całą łódkę. Ot prawa fizyki


To zależy pod jakim kątem. Razz

Cytat:
Nie mam zamiaru pisać drugiej poprawki


Ale rady przydają Ci się na przyszłość, a nie do robienia poprawek Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Michu wojak dnia Śro 17:14, 11 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danielos von Krausos



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 584 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kębłowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 14:12, 12 Gru 2009 Powrót do góry

Niniejszym dziś ogłaszam, że planuję przeprowadzić "zopowiadacenie" AARa. To znaczy, że mój AAR stanie się po prostu opowiadaniem, tj. nie będę dodawał grafik. Jest to spowodowane m.in. brakiem doboru grafik do IV epizodu oraz tym, że doszedłem do wniosku, iż grafiki jeśli nie są świetnie dopasowane to tylko psują wizerunek rzeczy, który autor chciał utworzyć poprzez zawarte w tekście opisy. Próbowałem "zatrudnić" rysowniczki do AARa, znalazłem dwie. Ale jedna nie miała skanera, druga czasu. Trudno.

Przy okazji dodaję również, że dzisiaj lub jutro wydam IV epizod opowiadania, który skończyłem w sumie już trzy miesiące temu, ale różne rzeczy się działy, o co mniejsza.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danielos von Krausos



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 584 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kębłowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:47, 14 Gru 2009 Powrót do góry

Mam nadzieję, że zostanie wybaczony mi post pod postem, ale chyba oczywiste, dlaczego dopuściłem się tej zbrodni? Razz

Oto wydaję IV epizod mojego opowiadania. Dziękuję Fuglowi za naprowadzenie mnie na dobrą drogę przy pisaniu przesłuchania.

___________________________________________________________

OPOWIADANIE - Ep. IV


Zaczęło się już powoli ściemniać. Niebo było obecnie lekko zaróżowione z subtelną nutką pomarańczy, a chmury, lekko muśnięte zachodzącym słońcem, wyglądały jak puszyste góry, odwrócone do góry nogami. W okolicy, po fali euforii wywołanej wygraną, nastała grobowa cisza, którą z rzadka przerywał rytmiczny szum morza.
Czarodziej, nie chcąc przeszkadzać przyjacielowi, poszedł w stronę miasta. Całe pole, poprzedzające zniszczone mury miasta, było wyścielone trupami ludzi, koni i smoków, a w powietrzu unosił się nieprzyjemny odór. Mag, wchodząc do miasta, poczuł na twarzy lekki wietrzyk, wiejący delikatnie między uliczkami. Po obu stronach kamiennej ulicy, którą szedł, stały w rzędzie częściowo zwęglone i zawalone budynki, wśród których znajdowało się niewiele ocalałych kamienic i domów. Wszystkie były zrobione z białego marmuru, zbrudzonego teraz krwią i brudem. Wszelki ogień siejący zniszczenie, został już zgaszony przez mieszkańców, ci zaś schowali się w swoich domach, o ile nie leżały one w ruinie, by odpocząć. Na południu miasta znajdowało się wzgórze, na którego szczycie znajdowała się siedziba władcy, zaś na trochę spadzistych zboczach piętrzyły się budynki. Wśród nich wywyższał się dziwaczny budynek z wielką wieżą, na której szczycie zbudowano jakiś mały domek o drewnianych, okrągłych ścianach. Całe miasto odbijało w tej chwili łagodnie pomarańczowe światło, bijące od zachodzącego słońca, co sprawiało wrażenie, jakby budynki świeciły własnym, skromnym blaskiem.
Camthol ruszył ulicą przed siebie, używając laski jako podpory. Z rzadka mijał po drodze zagubionych mieszkańców miasta, krzątających się bez celu między domami. Na końcu szerokiej i krętej drogi mag doszedł do małego wybrukowanego placu. Na jego środku stał wielki kamień, w którym zostały wyryte płaczące ludzkie oblicza, spoglądające oczyma w górę. Na dachach budynków, stojących wokół placu, stały rzeźby ludzi, wskazujących palcami na kamień, a ich twarze były rozgniewane. Ten kawałek miasta wyjątkowo dobrze przeszedł bitwę. Z placu był znakomity widok na morze. Znajdował się on bowiem kilkadziesiąt sążni nad brzegiem, podobnie jak cała reszta miasta. Wybrzeże miało zaledwie kilkanaście stóp szerokości, gdyż z jednej strony kończyło go morze, a z drugiej strony wielka, skalista ściana, na której szczycie znajdowały się zabudowania Mai Dun. Większość plaży została zamieniona w nabrzeże, wybudowane z marmuru i domieszki granitu, przy którym cumowało kilka karak i trójmasztowych fregat, a raczej to, co po nich zostało. Z góry na brzeg można było zejść kilkoma wąskimi schodami oraz zjazdami, wytworzonymi specjalnie w tym celu.
Czarodziej usiadł na ławce, stojącej na brzegu skalistej ściany. Zaczął wpatrywać się w odbicie pomarańczowego słońca w morskiej płyciźnie. Bryza morska orzeźwiła go, co było miłą odmianą od zapachu ludzkich trupów. Po jakimś czasie dołączył do niego Oromis i przysiadł się do niego. Spojrzał na Camthola i spytał:
-Jak myślisz, gdzie teraz jest Uteshi?
-Tego nikt nie wie. Sądzę jednak, że twój przyjaciel nadal żyje. - odrzekł w zamyśleniu mag. - Nie wiem, jak go odnaleźć, ale powinniśmy iść poszukać zakwaterowania. Karczma, w której chciałem wynająć nocleg jednak nie ocalała, więc proponuję iść do władcy.
Obaj ruszyli niezwłocznie w stronę wzgórza, na którym mieszkał król. Z placu skręcili w ciasną alejkę, nad którą co kilka metrów wisiały dekoracje w postaci długich lin obrośniętych gęstym bluszczem. Wychodząc już na główną ulicę miasta, zaczęli słyszeć głośne wrzaski, dochodzące od strony góry. Gdy byli wystarczająco blisko, by widzieć bramę, prowadzącą do posiadłości władcy, zauważyli przy zamkniętych wrotach grupkę chłopskiego motłochu, próbującą przebić się przez kilku uzbrojonych wojowników Mai Dun. Czarodziej z łucznikiem zbliżyli się na kilka kroków.
-Nikt nie ma prawa zakłócać teraz spokoju króla! - zakrzyknął jeden z żołnierzy, próbujący przeganiać chłopów pałką.
-Gdzie polazł nasz król, gdy trza nam pomóc? Nam trza z nim pogadać! - wrzasnął jakiś wieśniak z łopatą.
-Król jest teraz zajęty, nie wolno z nim rozmawiać!
-Nasze chaty za miastem wyglądają jak po przejściu armii wielkich świń! Mamy prawo do rozmowy z władcą! A tera suń się, bo wybatożę!
W tej chwili do akcji wkroczył Oromis.
-Cisza! - w tej chwili cała chłopska hołota zamilkła ze zdumieniem, spoglądając na nowych przybyszy. Camthol, widząc, że lud się rozstąpił, ruszył w stronę strażników bramy, a jego towarzysz bez słowa podreptał za nim.
-Chcemy porozmawiać z królem – rzekł sucho do jednego żołnierza.
-No, i kolejny bałwan. Z jego rozkazu nie wolno tu wchodzić!
-A cóż takiego ciekawego on tam robi, że nie można mu przeszkadzać?
-Tego nie wiem. Jednak rozkaz jest rozkazem i musimy się tego trzymać. - odpowiedział stanowczo wartownik.
-Król obiecał mi rozmowę! - burknął mag. - I z pewnością nie weźmie Ci za złe, jeśli nas wpuścisz.
Wojownik zmieszał się.
-Ehh... No dobra, wchodźcie. Aa... Ale, ale na własną odpowiedzialność. - odpowiedział niepewnie.
Towarzysze weszli dumnie po małych schodkach, a następnie przeszli przez otwartą bramę, a gdy tę zamknięto przed chłopami, znów zrobiło się głośno od wrzasków i jęków. Akacje, stojące jeszcze przy alei, prowadzącej do domu włodarza, były teraz wysuszone i całkiem bez liści, o ile zostały na jakiejś jakiekolwiek gałązki.
Gdy Oromis zapukał do drzwi, otworzył jeden ze starców, który od razu ich wpuścił do domu. Tam, na środku słabo oświetlonej sali, zastali władcę razem z drugim starcem.
-Nie spodziewałem się was teraz w tej chwili. - rzekł król ze zdziwieniem.
-Cóż, nie tylko my chcieliśmy się z Tobą spotkać, panie. Przed bramą stoi cała grupa wieśniaków, wyrażająca wyraźne chęci do rozmowy z Tobą. - odrzekł łucznik. - Niestety, strażnicy wpuścili tylko nas, sądzę jednak, że powinieneś porozmawiać z tymi chłopami. Zdają się być w trudnej sytuacji.
-Emm... Chłopi, powiadacie? Ehh, faktycznie powinienem z nimi porozmawiać. A wy w jakiej sprawie?
-Przede wszystkim to szukamy zakwaterowania. - mruknął czarodziej - Miałem zamiar wynająć nocleg w karczmie „Tańcząca Kłoda”, lecz, tak jak się spodziewałem, została ona zniszczona w czasie bitwy.
-Hmm, jest u nas jeszcze oberża „Pod Czarną Gwiazdą”. Jest, albo była. W każdym razie ceny są tam niemałe. Cóż, możecie też u mnie zamieszkać za darmo. - słaby uśmiech zagościł na twarzy władcy.
-Cieszę się, że darzysz nas takim zaufaniem, królu. - odpowiedział Oromis - Ale cóż zamierzasz począć z wieśniakami?
-Właśnie się nad tym zastanawiam... - mówiąc to, władca zmarszczył czoło w zamyśle. Po chwili do rozmowy wtrącił się jeden ze starców, stojący przy drzwiach:
-A może by tak spróbować wszystkim chłopom zapewnić na kilka dni dach nad głową? Zawsze można się rozejrzeć, czy aby oberża nie ocalała.
Król tylko kiwnął głową. Podszedł do jednego z żołnierzy przy wejściu do domu i poprosił go, by sprawdził czy „Pod Czarną Gwiazdą” jeszcze istnieje. Następnie wyszedł z domu, a za nim cała czwórka. Wszyscy skierowali się w stronę bramy, skąd nadal dochodziły wrzaski buntujących się chłopów. Stanęli na najwyższym stopniu schodków, prowadzących do bramy, a na środku uplasował się włodarz grodu. Widząc to, lud natychmiast ucichł z widocznym zadowoleniem, a strażnicy odetchnęli z ulgą.
-Cóż jest powodem waszego buntu?! - zakrzyknął władca, nie wiedząc zbytnio jak zacząć.
Na przód grupy wsiowych wyszedł rosły człowiek w poszarpanym i brudnym ubraniu, trzymający wielkie widły w ręku. Stanął na pierwszym schodku i rzekł do króla:
-Jesteśmy rolnikami z farm, leżących kilkadziesiąt staj od Mai Dun! Nasze chałupy jako pierwsze zostały zryte przez tych okrutnych tyranów, niewielu z nas ocalało. Nasze siedziby są zrównane z glebą, nie mamy gdzie mieszkać, co jeść i szmalu też nam brak. Wszyscy zgodnie twierdzimy, iż powinniśmy otrzymać to wszystko od miasta. Nie dla jajec przeszliśmy tak długą drogę nogami!
-Eee... Z pewnością otrzymacie tę... pomoc. - odpowiedział niepewnie król. Zaczął się robić czerwony na twarzy. - Jednak... sami widzicie, że w mieście jest też dość... trudna sytuacja. No, i z tą pomocą mogą być kłopoty. Zrobimy jednak, co w naszej mocy.
-A co nas obchodzi, jaka jest sytuacja w tej zakichanej ruinie?! Potrzebujemy natychmiastowej pomocy!
-Głupcze! - uniósł się gniewnie Camthol. - Tutejsi ludzie potrzebują takiej samej pomocy, co wy! Przestańcie wreszcie myśleć, że wy zawsze jesteście najbardziej pokrzywdzeni. Nikt nic na to nie poradzi, że doszło do takiego czegoś, jednak nie mamy prawa wystawiać jednych przed drugimi. Trzeba myśleć rozsądnie. Wszystko w tej okolicy zależy od miasta, dlatego od niego powinno się rozpocząć prace. Wam zaś z pewnością znajdzie się jakieś schronienie w grodzie. - słysząc te słowa czarodzieja, wieśniak osłupiał. Jego twarz stała się czerwona zarówno ze złości, jak i wstydu. Zaraz potem przybiegł zasapany żołnierz, wysłany przez króla.
-Oberża, ku memu zdziwieniu, stoi na swoim miejscu nietknięta! Droga do niej nie jest niczym zagrodzona, a sam pan Dolbander potwierdzi dobry stan budynku, panie. - powiedział. Na twarzy Oromisa pojawił się lekki uśmiech, a sam władca krzyknął z satysfakcją:
-Wyśmienicie! A więc będziecie wszyscy mogli zamieszkać w oberży „Pod Czarną Gwiazdą” do czasu, aż wszystko wróci do normy. Postaram się przekonać Dolbandera, by zgodził się na czasowe niepobieranie opłat za noclegi.
-Alee co będzie z naszymi domami?!
-Na razie nie wiem. Decyzja o tym zostanie podjęta później. Nie jest to sprawa, nad którą można się zastanawiać kilka chwil. - ta odpowiedź, ku zdziwieniu Camthola, całkowicie zadowoliła wieśniaków. Grupa kmiotów ruszyła w milczeniu główną, stromą ulicą w dolne partie miasta i po chwili zniknęła za zakrętem. Król otarł z wytchnieniem czoło od potu. Na ciemnym już niebie zaczęły kłębić się czarne chmury, a po chwili z góry lunął rzęsisty deszcz. Głośne grzmoty odbijały się donośnym echem od wzgórz otaczających Mai Dun, a poprzedzające je jasne błyskawice co chwila rozświetlały owianą nocą okolicę, przyćmiewając nieco pochodnie porozstawiane po całym mieście. Półpełny księżyc został całkowicie przysłonięty mrocznymi chmurami, niewielu zaś gwiazdom udało się umknąć cieniu obłoków. Towarzysze stali teraz zmoknięci nieruchomo w milczeniu, jakby dopiero rozpętana ulewa im w ogóle nie przeszkadzała. Pierwszy odezwał się władca:
-Myślę, że powinniśmy już iść do domu. Ja w każdym razie nie mam zamiaru dalej sterczeć w tym deszczu.
-Hmm... Mam jeszcze ważną sprawę do załatwienia. – odparł mu czarodziej.
-Teraz? W tej ulewie?!
-Tak. Na szczycie najwyższej wieży dolnej dzielnicy miasta uwięziłem, jak sądzę, dowódcę wojsk, które zaatakowały Mai Dun. Sądzę, że pewnie ma sporo informacji na temat napadu i samego wroga.
-Nie sądzę... - zaczął jeden ze starców. - Nie sądzę, aby miał zamiar cokolwiek pisnąć.
-Zawsze warto spróbować. - odrzekł mag. - Poza tym, z pewnością są sposoby by tego człowieka przełamać, choć na pierwszy rzut oka wydawał mi się hardy.
-Rób, co chcesz. - mruknął dumnie władca. - Ja w każdym razie nie mam zamiaru tobie towarzyszyć.
-Może to i lepiej... - burknął złośliwie Camthol. Następnie ruszył pośpiesznie na dół, tą samą drogą, co wcześniej wieśniacy. Oromis zawahał się. Patrzał się chwilę niepewnie na króla i jego towarzyszy, lecz po chwili zdecydował się pójść w ślad za czarodziejem. Wieża, do której obaj zmierzali, znajdowała się w środku miasta, u podnóża Ethamonu, tak bowiem nazywało się wzgórze, na którego szczycie zbudowano dom władcy. Zdawało się, że jest to druga najwyższa w mieście wieża, zaraz po tej, na której szczycie znajdował się dziwaczny domek. Gdy mag z towarzyszem doszli do fortyfikacji, ujrzeli przed sobą drewniane drzwi wysokie na siedem stóp, będące wejściem do wieży. Kiedy kolejna błyskawica rozświetliła okolicę, Oromisowi udało się przeczytać niewyraźny napis na drewnianej tabliczce, nad odrzwiami: „Kalkano, Ostatni Ratunek Tromora”. Budowla wznosiła się na około dwieście stóp wzwyż. Znajdowała się na niewielkim wzniesieniu, w dolnej części miasta, na otwartym, niezabudowanym polu, wyłożonemu brukiem. Posiadała smukłą, strzelistą postać, która wraz ze wzrostem wysokości coraz bardziej się zwężała, osiągając u góry dwukrotnie mniejszy obwód niż u dołu. Ściany miała okrągłe, zrobione z krwistoczerwonego marmuru, a jej szczyt został zwieńczony niewielką płaszczyzną, z której roztaczał się widok na całe miasto oraz wzgórza, leżące wokół Mai Dun. Nieco niżej znajdowało się coś w rodzaju balkonu, okalającego cały obwód wieży. Balkon ten nie był jednak zabezpieczony żadną barierą, więc można było z niego łatwo spaść. Budynek wśród mroku i błyskawic sprawiał wrażenie istoty walczącej z żywiołem. Pioruny bowiem, choć było ich wszędzie pełno, krążyły przede wszystkim wokół Kalkano, jakby chciały go wziąć w swoje objęcia, a następnie wynieść do jakiegoś dalekiego, eterycznego świata, gdzie ludzka noga jeszcze nigdy nie stanęła. Mrok i ciemność kłębiły się w okolicy, w której wszystkie pochodnie zostały zgaszone przez potężny wicher, jaki zerwał się wraz z przybyciem burzy.
Camthol otworzył ostrożnie trzeszczące drzwi, a następnie razem z towarzyszem wszedł do środka. Obaj znaleźli się w ponurej, okrągłej sali, prawie pustej. Jedynie na małym stoliku, znajdującym się przy ścianie naprzeciwko drzwi stała mała, zgaszona świeczka, wsadzona w skromny, srebrny świecznik. Na czerwonych, wysokich ścianach znajdowało się kilka pochodni, oświetlających pomieszczenie, a nad stołem wisiała pusta, zakurzona półka. Oromis wziął jedno łuczywo, a następnie ruszył krętymi, wąskimi schodami w górę budynku, zaś mag bez słowa poszedł za nim. Schody cały czas kręciły się wokół jednego, środkowego filaru wieży. Były one, podobnie jak ściany i reszta budynku, całkowicie zrobione z czerwonego kamienia, odbijającego lekko każdy blask. Wszędzie panowała ciemność, toteż pochodnia służyła towarzyszom jako jedyne, choć nadal skromne, źródło światła. Nawet błyszczące ściany nie były w stanie nic wskórać.
Schody zdawały się nie mieć końca, a kompani już sapali ze zmęczenia. Odetchnęli z ulgą, gdy doszli do małej, ciasnej sali, blisko wierzchołka wieży. Tuż obok zejścia na dół znajdowała się dalsza część schodów, prowadząca najwyraźniej na szczyt cytadeli. Po drugiej stronie małej sali znajdowało się wyjście na balkon o kształcie wielkiego trójkąta, w które nie zostały wstawione żadne drzwi. Camthol z Oromisem przeszli przez nie. Kilka metrów dalej na lewo siedział jakiś człowiek, oparty plecami o ścianę. Mruczał coś niewyraźnie pod nosem i kiwał głową na wszystkie strony. Zauważywszy innych ludzi, wstał i próbował uciec. Oromis podbiegł do niego z wyciągniętym mieczem, rzucił się i przygniótł ciałem do ściany. Następnie, przyłożył ostrze do jego gardła. Wojownik splunął Oromisowi w twarz.
-I co? Zabijesz mnie, kundlu? - spytał.
Łucznik rzucił mu tylko drwiące spojrzenie, ocierając lewą ręką ślinę z twarzy.
-Chciałbyś! Najpierw odpowiesz nam na kilka drobnych pytań.
Wojownik, spojrzał na niego swymi niebieskimi oczami, uśmiechając się kpiąco.
-A skąd ta pewność, że na nie odpowiem?
Oromis mocniej przycisnął miecz do gardła mężczyzny.
-Chcesz się przekonać?
-Nie boję się śmierci! - odparł jeszcze pewnym głosem wojownik.
-Ohh, a kto tu mówił o natychmiastowym zabijaniu? - wtrącił się czarodziej. Jego różdżka zaświeciła się kolorem ognia. - Dawno nie jadłem pieczonego mięsa.
Łucznik parsknął śmiechem. Przesłuchiwany widocznie wziął sobie tą wiadomość do serca, gdyż zrobił wielkie oczy na widok laski maga.
-Szlag by was wszystkich trafił! Wstrętni czarodzieje...
-Może i jestem wstrętny, ale kilka pytań do Ciebie nadal mam.
-Nie bardzo mnie to obchodzi... - syknął.
Starzec przyłożył lekko koniec kija do dłoni mężczyzny. Po okolicy rozległ się bolesny ryk.
-A więc? - spytał się czarodziej z nieukrywanym spokojem. Nie otrzymał odpowiedzi, toteż powtórzył wcześniejszą czynność. Oromis przyglądał się wszystkiemu z przerażeniem. Nie brał wcześniej słów Camthola na poważnie. Głośne wrzaski, przepełnione cierpieniem, powtarzały się co kilka sekund, aż wreszcie przesłuchiwany człowiek ugiął się.
-U czorta! Co chcesz wiedzieć?! - krzyknął z rozpaczą.
-Chętnie bym się dowiedział, kim jesteś. - odpowiedział mag, przestając używać różdżki, co rozmówcę od razu uspokoiło.
-Nazywam się Gunnar Brynjar Vidarsson av Føroyar. Mówią na mnie „Ogniste Ostrze”. - wykrztusił.
-To Ty byłeś dowódcą armii, oblegającej Mai Dun? - spytał stanowczo Camthol.
-Nie. - odpowiedział krótko rudowłosy mężczyzna.
-Jesteś pewien? - czarodziej po raz kolejny przybliżył do niego koniec różdżki. Nie wierzył mu ani trochę.
-Ci idioci i bez dowódcy by walczyli tak samo. Banda głąbów, nie rozumiejąca rozkazów! - burknął Gunnar. - Ja tylko przekazywałem polecenia, wydawane przed faktycznego dowódcę. Tak naprawdę to on sam zginął dość szybko, dlatego przez dalszą część bitwy to ja wydawałem wszelkie rozkazy.
-A kim jest człowiek, któremu służysz?
Gunnar spojrzał się uważnie, ale również z bólem w oczach, na Camthola. Minę miał strasznie skrzywioną.
-Nikomu nie służę. Jestem najemnikiem. A najemnik znaczy dokładnie tyle, ile „miej wszystkich gdzieś.”
-W takim razie kto Cię wynajął? - spytał Oromis.
-Qarter Koniopodobny. Jakaś połowa armii, która oblegała to miasto, to byli najemnicy. Ten bałwan dał mi wszystko, czego chciałem, bym tylko zechciał mu pomóc – broń, zbroję, pieniądze. Nie wiem, dlaczego się tak uparł, ale tak czy siak miał pecha. Nigdy mu tego nie zwrócę. - teraz na twarzy wojownika pojawił się szyderczy, choć wymuszony, uśmiech. Przez chwilę panowała cisza, aż nagle przerwał ją łucznik, jeszcze bardziej przyciskając miecz do gardła przesłuchiwanego.
-A czy na usługach tego Qartera byli jacyś... nieumarli? - ostatnie słowo wypowiedział cicho i dość niepewnie. Vidarsson zaśmiał się głośno, patrząc drwiąco na rozmówcę.
-Nieumarli?! Wierzysz w takie bajki, chłopczyku? Bo ja nie! - nie potrafił powstrzymać śmiechu.
-Cóż, w takim razie skąd one się wzięły...
-Nieważne. - mruknął czarodziej, spoglądając niespokojnie w chmury. Następnie zaczął oglądać widok miasta z wieży i ciągnął dalej - Mi na razie tyle wystarczy. Chmury na niebie kłębią się coraz gęściej, ja zaś nie mam ochoty stać na wysokiej wieży w środku burzy. A dla Ciebie, Gunnarze, z pewnością znajdzie się jakaś pusta cela. O ile tutejsze więzienie ocalało.
-Nie mam zamiaru nigdzie się ruszać. Nie sądzicie chyba, że będę miał zamiar uciekać?! - oburzył się wojownik, a widząc potwierdzający wyraz twarzy maga, mówił dalej – Gdybym chciał dać nogę, zrobiłbym to dawno i to okradając po drodze połowę ścierw, mieszkających w tych zniszczonych ściekach. Poza tym, sam bym raczej daleko tutaj nie zaszedł, nie sądzisz, dziadulku? Już wolę oglądać słodki widok, jakim są te ruiny.
Czarodziej spojrzał tylko obojętnie w stronę rozmówcy. Nastała krótka chwila ciszy, którą przerwały głośne, rytmiczne kroki maga i łucznika, zmierzające w stronę schodów. Rudowłosy wojownik ponownie zaczął kiwać głową z zadowoleniem, zatapiając się w swych myślach. Był wyraźnie usatysfakcjonowany odejściem rozmówców. „I tak nie wierzę w jego brak chęci do ucieczki” pomyślał mag, „dla pewności powiem straży, by zamknęli drzwi i łapali każdego, któremu uda się wyjść z wieży.” Tak też zrobił.
Następnie, towarzysze ruszyli pośpiesznie z powrotem do domu władcy. Zastali tam jednego ze starców, który zaprowadził ich do ich pokoju. Wspiąwszy się po wąskich schodach na pierwsze piętro budynki, ruszyli długim korytarzem, na którego końcu było pomieszczenie, w którym mieli na krótki czas zamieszkać. Pokój był skromny, lecz przytulny, a z jego okna dobrze było widać całe miasto. Przy ścianie, na prawo od wejścia, rozciągał się długi regał, przepełniony starymi księgami. Obok stał mały, prosty pulpit z przystawionym do niego krzesłem, a naprzeciwko wejścia znajdował się mały kominek, w którym palił się jeszcze oświetlający pokój ogień. Camthol usiadł ostrożnie na swoim łóżku.
-Miękkie. - stwierdził. - Taa, i wygodne.
-Ja jeszcze nie mam zamiaru spać. - powiedział Oromis. - Chciałbym się trochę dowiedzieć o tym mieście, a tutaj jest sporo książek.
-Jak wolisz. Ja w każdym razie jestem bardzo śpiący.
Łucznik podszedł do okna. Tak ciemnej nocy nigdy w życiu nie widział. Spojrzał jeszcze w stronę morza z westchnieniem, a następnie odwrócił się z powrotem w stronę pokoju. Czarodziej spał już spokojnie na swoim łożu. Oromis podszedł do regału z książkami. Wyjął losową księgę i przysiadł się do pulpitu. Odkurzył delikatnie ręką stronę tytułową, następnie przybliżył zapaloną świeczkę. Na ciemnoczerwonej skórze był wytłoczony wielki, złoty napis „Historia Tromora”. Łucznik otworzył książkę i wczytał się w pierwsze słowa tekstu, umieszczone na pożółkłych kartkach.
„Niegdyś, gdy na świecie nie było Mai Dun, tereny krainy Ankhon stały całkowicie niezamieszkane. Pewnego dnia jednak na te ziemie zawędrował człowiek imieniem Tromor, wędrujący po świecie w poszukiwaniu umiłowanego spokoju i ciszy. Był znany jako potężny czarodziej, jednak sam czuł, że jego moc ulatuje z jego ciała coraz szybciej, dlatego postanowił poszukać cichego miejsca. Przejeżdżając przez las Girbatil, natrafił na grupę trzech nieznanych mu dotąd stworzeń. Z wyglądu przypominały ludzi, jednak z daleka wiało od nich mrokiem i ciemnością, maskującą ich tożsamość. Tromor przyśpieszył, lecz nieznajomi ruszyli za nim. Pogoń trwała ponad dwa dni, aż drogę magowi zagrodziło morze. Czarodziej stanął przy brzegu, rozglądając się wokół i szukając drogi ucieczki. Gdy z lasu wybiegli również czarni prześladowcy, starzec ruszył pieszo w stronę pobliskiego wzgórza, gdyż jego koń padł już z wycieńczenia. Nieznajomi dopadli go jednak tuż przy podnóżu góry. Czarodziej zasłonił się swoim mieczem, a z jego końca wydobył się oślepiający blask. Nieznajomi, nie zląkłszy się światła, ruszyli w stronę maga, który z niewiadomego powodu upuścił swą broń, a następnie uniósł wysoko ręce. Jego postać nabrała bardziej majestatycznego i groźnego wyglądu, a z jego świecących dłoni prysnęły w stronę przeciwników pioruny. Nieznajomi nie zginęli, ale uciekli w popłochu.
Tromor, sam zdumiony tym, czego dokonał, postanowił zamieszkać u podnóża wzgórza, które nazwał Ethamon. W miejscu, gdzie stoczył walkę z nieznajomymi, zbudował wielką wieżę, wykonaną całkowicie z krwistoczerwonego kamienia, której ściany lśniły w blasku słońca. Mag nazwał ją Kalkano. Niestety, mimo odległości dzielącej Tromora od najbliższych osiedli ludzkich, po dość krótkim czasie zebrało się dużo ciekawskich ludzi, którzy zaczęli wędrować do siedziby czarodzieja. Coraz więcej mieszkańców większych miast postanowiło się osiedlić w pobliżu, ponieważ urzekł ich panujący tam spokój. W ten sposób powstało Mai Dun, które przez wiele stuleci przerodziło się w wielkie miasto portowe.”

Oromis przerwał czytanie. Gdzieś bardzo blisko usłyszał trzask pioruna. Zaczął nasłuchiwać. Po chwili ciszy rozległy się głośne, przeraźliwe wrzaski. Łucznik szybko podszedł do okna i rozejrzał się po okolicy. Na szczycie Kalkano zauważył sylwetkę jakiegoś człowieka, który stał pośrodku okręgu, trzymając ręce wzniesione do góry. Okolica znów rozświetliła się blaskiem błyskawicy. Długie, świetliste ostrze z głośnym trzaskiem trafiło prosto w wieżę. Młodzieńca ogarnęło przerażenie, który bez zastanowienia zaczął budzić Camthola.
-Co jest, do jasnej cholery?! - oburzył się czarodziej. Wstał szybko z łóżka i popatrzał groźnie na rozmówcę.
-Przed chwilą widziałem, jak jakiś człowiek krzątał się po wieży. Zaraz po tym, trzasnął tam piorun!
-Człowiek na wieży? O tej porze? - mag widocznie nie oczekiwał odpowiedzi na pytanie. Wybiegł szybko przez drzwi pokoju oraz, opuszczając dom, skierował się w stronę Kalkano. Oromisa nie ciągnęło do podążenia za nim – nawet nie myślał o wchodzeniu w taką pogodę na wysokie wieże.
Starzec wdrapał się jak najszybciej po schodach, a gdy przekroczył drzwi, otwierające dostęp na szczyt wieży, rozejrzał się dookoła. Kilka metrów dalej, pośrodku placu leżał jakiś człowiek. Camthol podszedł do niego i spojrzał mu w twarz. To był Gunnar! Leżał teraz bezwładnie i ciężko oddychał, ledwo łapiąc oddech, a jego twarz była strasznie blada.
-Głupcze! - burknął ze złością mag. - Po co wchodziłeś na szczyt wieży?
Wojownik odpowiedział mu tylko jakimiś niewyraźnymi mrukami i szeptami. Czarodziej szturchnął go laską w brzuch, aż ten zajęczał głośno. Vidarsson znów zaczął coś szeptać, a jego szepty stawały się co raz wyraźniejsze.
-Czarni... nadchodzą... chcą... Odolusa. Pioruny... inne... żyję. Cień... n-nie będzie-e... czekał...
Camthol rozejrzał się niespokojnie. Niebo było czarne niczym smoła, a chmury sprawiały wrażenie, jakby miały się zaraz zwalić światu na głowę. Co chwila była widać wielkie błyskawice i słychać głośne, budzące grozę grzmoty. Z góry lał gęsty, gwałtowny deszcz. Czarodziej cały czas wpatrywał się w niebo – nigdy czegoś takiego nie widział.

_________________________________________________________

P.S. [link widoczny dla zalogowanych]

P.S.2 W Wersji wordowej mam gdzieś napisane "spojrzał się". Nie zwracać na to uwagi, w wersji forumowej poprawiłem to.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danielos von Krausos dnia Pon 19:55, 14 Gru 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Blademan



Dołączył: 14 Lip 2007
Posty: 553 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: BIESZCZADERY
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:33, 16 Gru 2009 Powrót do góry

Chciałeś abym skomentował fabułę tak więc pod jej względem wcześniejsze części bardziej mi się podobały. A co do reszty to coraz lepiej wychodzi Ci to pisanie , oby tak dalej ;D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sarkaz



Dołączył: 04 Lis 2007
Posty: 592 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:19, 28 Gru 2009 Powrót do góry

No jak już Ci mówiłem... Dla mnie to jest mistrzowskie.
Genialne wykonanie.
Jakbym jakąś dobrą książkę czytał!

Tak jak mówił Blady, oby tak dalej.

Czekam na V epizod!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danielos von Krausos



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 584 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kębłowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:55, 01 Sty 2010 Powrót do góry

Bez przesady, Sarkazie. Jeszcze bardzo długa droga przede mną w szlifowaniu stylistyki, a Ty piszesz, jakbyś jakiegoś Tolkiena albo Sapkowskiego czytał. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sarkaz



Dołączył: 04 Lis 2007
Posty: 592 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:22, 01 Sty 2010 Powrót do góry

Tolkiena, albo Szpakowskiego... Hm. Przeczytałem coś lepszego, twój epizod Very Happy

Ale naprawdę, myślę, że już tak dobrze piszesz, że mógłbyś książkę napisać, albo jakieś krótkie opowiadanie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danielos von Krausos



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 584 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kębłowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:59, 01 Sty 2010 Powrót do góry

Nadal uważam, że mocno przesadzasz. Poza tym, to co teraz piszę, to to nie jest opowiadanie? Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sarkaz



Dołączył: 04 Lis 2007
Posty: 592 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:40, 01 Sty 2010 Powrót do góry

Jest, jednak co innego miałem na myśli xD
Może i przesadzam, ale moje zdanie znasz, nie będę się powtarzał. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Screat



Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 37 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 8:32, 05 Sty 2010 Powrót do góry

Tak przejrzałem po łebkach ten temat, ale rzuciło mi się w oczy coś na co nikt nie zwrócił uwagi. Co więcej, Danielos von Krausos poparł ta wypowiedź niejako.

Virtual napisał:
Oco chodzi z tą stylistyką? tak trudno przepuścić tekst przez worda lub firefoxa?

Zdębiałem
Shocked
Serio, w jaki sposób MW czy FF ma Ci pomóc w stylistyce? Już sobie wyobrażam spinacza w Wordzie wołającego: "Nie, nie! Użyj tutaj 'srebrny', miedziany nie pasuje!". Błagam, tacy z Was pisarze, a pojęć nie znacie? :s

No dobra, sorry ale to musiałem napisać. Co prawda to było rok temu,a le tak czy siak musiałem o tym napisać... Ale mam pytanko. Czy mogę zacząć własnego AAR'a?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kamsztor



Dołączył: 28 Maj 2008
Posty: 115 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Parva Cracovia
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:04, 05 Sty 2010 Powrót do góry

Screat napisał:

Ale mam pytanko. Czy mogę zacząć własnego AAR'a?


Nikt Ci raczej nie zabroni. Chcesz, to zaczynaj skoro czujesz się na siłach.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danielos von Krausos



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 584 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kębłowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:28, 05 Sty 2010 Powrót do góry

Screat napisał:
Tak przejrzałem po łebkach ten temat, ale rzuciło mi się w oczy coś na co nikt nie zwrócił uwagi. Co więcej, Danielos von Krausos poparł ta wypowiedź niejako.

Virtual napisał:
Oco chodzi z tą stylistyką? tak trudno przepuścić tekst przez worda lub firefoxa?

Zdębiałem
Shocked
Serio, w jaki sposób MW czy FF ma Ci pomóc w stylistyce? Już sobie wyobrażam spinacza w Wordzie wołającego: "Nie, nie! Użyj tutaj 'srebrny', miedziany nie pasuje!". Błagam, tacy z Was pisarze, a pojęć nie znacie? :s

No dobra, sorry ale to musiałem napisać. Co prawda to było rok temu,a le tak czy siak musiałem o tym napisać... Ale mam pytanko. Czy mogę zacząć własnego AAR'a?


Ja to poparłem? Gdzie? Niemożliwe, jestem tego samego zdania, co Ty.

A AARa (bez apostrofu) bym sobie odpuścił. Grafiki raczej zazwyczaj szkodzą, a jeśli chodzi o postacie tworzone przez innych to i tak dostaniesz 90% super złych/super dobrych herosów. Wink Ja sam, jak widzisz, przekształciłem swego AARa już w (po prostu) opowiadanie. Tak jest raczej lepiej.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)