Forum Karczma "U Cesarza" Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Gra [O,OB] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Screat



Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 37 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 8:19, 04 Sty 2010 Powrót do góry

Witam wszystkich drogich userów. Mam nadzieję, że ktokolwiek zechce to przeczytać :] Napisałem to jakiś czas temu (obecnie nie ma na nic weny; próbowałem coś nabazgrać,ale wyszło z tego gimnazjalne gówienko xd), ale myślę, czy by do tego nie wrócić. To tylko część, w Wordzie (całości) jest 18 stron. Nie jakoś specjalnie dużo, no ale zawsze.

Okay, to życzę miłej lektury.

- Za trzy! – krzyknął Mateusz. Głos ten, niczym błyskawica, przerwał trwającą od minuty ciszę, przerywaną jedynie rytmicznymi odbiciami piłki o zniszczony, okurzony asfalt.
- Fart, jak zwykle fart – westchnął rudowłosy chłopak o twarzy obsypanej nadnaturalną ilością piegów. Teraz to on trzymał piłkę odbijając ją, jakby od niechcenia o ziemię.
- Fart? Dwudziesty z kolei? No raczej nie sądzę Piter – roześmiał się Mateusz, siadając na zniszczonej ławce.
- Ja jakoś nie mogę trafić… Że niby gorszy jestem, hę?
- Nie, jak ja rzucam to obręcz się rozszerza, a piłka zmniejsza. No weź daj spokój, dopiero zaczynacie.
- Ja tam nie mam do ciebie pretensji – odezwał się jeden z dwóch, dotąd milczących chłopaków. Był najwyższy z całej czwórki. Długie, sięgające ramion włosy częściowo zakrywały jego twarz, więc Mateusz nie wiedział, czy Maciek żartuje czy mówi poważnie.
- A za co mielibyśmy mieć pretensje? Rzucasz dobrze i chwała ci za to – dodał czwarty chłopak, Krzysiek. Ten z kolei był niski i odrobinę za gruby jak na swój wiek.
- Weźcie, bo się zawstydzę – zażartował Mateusz. – Rzucasz?
- Taaa,…
Piotrek spróbował trafić, jednak po raz kolejny mu nie wyszło. Tym razem, co innego posłużyło mu za obiekt oskarżeń.
- Pieprzone, cholerne słońce! Jak ty to robisz, że nie świeci jak rzucasz?
- Żartujesz sobie? Piter, może buty masz złe, albo ręce za śliskie.
Tym razem wszyscy wybuchli śmiechem, a Mateusz dodał.
- Miesiąc, dwa i nie będzie między nami różnicy.
- Już nie ma! – krzyknął Krzysiek, uśmiechając się przewrotnie – piłka idealnie przeleciała przez obręcz.
- O, brawo Krzyksie! – powiedział Maciek.
- Mówiłem, żebyś tak mnie nie nazywał!
- Spoko, Krzyksie.
- Ech… Dobra, my spadamy.
- Okay, to jutro o tej samej?
- Jak nie jak tak?
- No to na razie.
Na boisku zostali tylko Mateusz i Piotrek. Słońce świeciło niemiłosiernie, podkreślając każdą kroplę potu na twarzy obu chłopców. Gdzieś niedaleko przebiegł kot, a z dachu pobliskiego wieżowca zerwało się stado gołębi. W oddali słychać było przytłumioną muzykę płynącą przez otwarte okno jakiejś starej kamienicy, której Czas nie postanowił jeszcze zabrać.
- To co, lecimy?
- Siedzieć w słońcu nie zamierzam.
Powlekli zmęczonymi nogami ku pobliskiej bramce. Odrapana, zniszczona, służąca za jedyne wejście na teren szkoły. W wakacje była zamknięta, więc trzeba było przez nią przeskoczyć. Po czterogodzinnej grze w kosza, organizm miał prawo się zbuntować przeciw dodatkowemu wysiłkowi, ale obaj, szybko pokonali tę przeszkodę.
- Pieprzona bramka – warknął Piotrek, lądując niezdarnie na ziemi i obijając kolano o brukowany chodnik tuż za wyjściem ze szkoły.
- Taa… Jakby nie mogli jej zostawić otwartej. Nie wiem, może zatrzyma pięciolatka, ale w czym małe dziecko może im zaszkodzić…
- Bez kitu… - zgodził się z nim Piotrek.
Chwilę szli w ciszy. Minęli budynek, który obecnie służył za szpital psychiatryczny, wybudowany w latach siedemdziesiątych. Początkowo był to supermarket, ale ponieważ właściciel zbankrutował, został on oddany na placówkę medyczną. Ludzie, którzy mijali ten specyficzny, szary, odpychający budynek, zawsze wzdrygali się wiedząc, że są obserwowani przez pacjentów. Stali w oknach, zakratowanych oknach, wyciągając ręce w stronę przechodniów jakby licząc, że przyszli ich zabrać do domu.
- No dobra, ale mów – gadałeś z nią? – spytał Mateusz, gdy minęli teren szpitala. Ponura atmosfera, która przez chwilę im towarzyszyła opadała.
- Z kim? – nieudolnie zdziwił się Piotrek.
- Taaa…. Zabawne. Gadałeś?
- No tak… Nic wielkiego.
- Nic wielkiego? To znaczy? Może trochę jaśniej? – Mateusz czuł, że Piotrek chciał go czymś zaskoczyć. Od południa, kiedy się spotkali, widział, że jest on czymś uradowany. Teraz już był prawie pewny, że zna powód..
- No, więc… - zaczął, jakby z trudem miało mu przejeść przez gardło to, co zaraz miał zdradzić. – No, więc idziemy do kina.
- Fantastycznie! – tego Mateusz się nie spodziewał. – Mówiłem, że w końcu się uda. Ty ją zaprosiłeś?
- No a jak inaczej? Ale ona do mnie napisała. Sam się zdziwiłem, zawsze to ja musiałem pierwszy się odezwać . No i to dodało mi tak jakby siły… Rozumiesz, o czym mówię?
- Nie, wiesz nie bardzo… Mi siły zwykle dodaje dobre, syte śniadanko.
- Oj wiesz, o co chodzi.
- No pewnie, podrażnić się nie można? - zaśmiał się Mateusz. – A na co?
- Co na co? – spytał trochę nieobecnie Piotrek.
- Do kina…
- Aaaa…. „Moje wielkie greckie coś tam”. Nie pamiętam dokładnie. Zresztą, co za różnica. Idę na randkę z Anką!
- No wiem, wiem. Dotarło przecież. Kiedy?
- Jutro, dwudziesta, przy Plazie.
- Nie pójdziesz po nią? Ja bym tak zrobił. I kupił jakieś kwiaty czy coś.
- Taaa… Dobry pomysł. Napiszę do niej. .
Słońce miało się już ku zachodowi. Podkreślało kontury zwykłych, szarych budynków, nadając im, tak do nich nie podobny, piękny, żywo pomarańczowy kolor. Zieleń drzew nabierała ciemniejszych barw, na ulicy było pusto – wszystko to sprawiało, że Mateusz mógł znaleźć odbicie swojego nastroju w otaczającym go środowisku. Na pozór radosny, ale jednak smutny.
- Agnieszka ma chłopaka. – powiedział nagle, jakby wyrzucając z siebie największą tajemnice.
- CO?!
- Taaa… Po wczorajszym, myślałem, że coś między nami jest, ale gówno z tego wyszło.
- Oj, stary, przykro mi… Ale jak się dowiedziałeś? Powiedziała ci?
- No tak… Napisała do mnie – powiedział smutno Mateusz, wyciągając z zapinanej kieszeni szortów komórkę. Wydawało mu się, że znaczek „NBA” jakby trochę przyblakł, ale może była to tylko gra światła. Lubił te spodenki, dostał je od wujka, na 17 urodziny. To wtedy zapisał się do sekcji koszykówki.
- „ Mati, mam świetną wiadomość! Mam chłopaka;****!” –przeczytał na głos Piotrek. – Uch, musiało boleć.
- Nic nie odpisałem. Nie wiem, może ona nie zauważyła, że traktuję ją trochę inaczej niż przyjaciółkę… Nie wiem…
- I co mam ci doradzić? Nie powiem, „nie przejmuj się”, bo wiem, że nie da rady. Z drugiej strony wiem, że zapomnisz o niej szybko. Serio, stary – nie pierwsza, nie ostatnia.
- Postaw się w mojej sytuacji. Jakby Anka dzisiaj do ciebie napisała, nie po to, by pogadać, tylko oznajmić, że ma chłopaka? Jak szybko byś zapomniał?
- Dobra, dobra, nie denerwuj się.
Nastała chwila ciszy. Tylko w oddali dało się słyszeć odgłos przejeżdżających samochodów. Z pobliskiej klatki wyszła starsza pani z psem. Nawet ten kundel wydał się Mateuszowi smutny.
Nagle powiedział.
- No jasne.
- Że co? – spytał niepewnie Piotrek? – Co „jasne”?
- Napiszę do niej i powiem, co do niej czuję.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? – zawahał się. Jednak po chwili i on dostrzegł nutkę geniuszu w tym drobnym planie. Przecież wtedy rozwieje swoje wątpliwości i zamknie na zawsze ten rozdział życia.
- Pewnie, że tak.
- To pisz. Tylko nie wyskakuj od razu, „Aga, kocham cię”.
- Co masz na myśli?
- No nie wiem, najpierw się przywitaj i takie tam…
Po trzech minutach wspólnych wysiłków udało im się napisać takiego esemesa: „Cześć Aga, co tam słychać u Ciebie? Sry, że nie odpisałem rano, ale byłem zajęty i nie zauważyłem ;p Gratulacje Smile”.
- Myślisz, że dobrze? – spytał nie przekonany Mateusz.
- Pewnie, wysyłaj.
- Okay.
I pośpiesznie nacisnął „Wyślij”, jakby bał się, że zaraz straci wiarę w to, co robią. Przez chwilę miał zamknięte oczy, jakby przeżuwając swoją decyzję, po czym otworzył je powoli i spojrzał na Piotrka.
- I?
- No czekamy na odpowiedź. Chodź na ławkę, nie będziemy stać jak osły.
Ale Mateusz nie mógł usiedzieć dłużej niż pół minuty. Zrywał się, co chwilę robił kółko i siadał. Za czwartym razem, gdy już miał siadać, poderwał się jak oparzony – rozległo się charakterystyczne „pim-pą”, dźwięk oznaczający nadejście wiadomości. Przez chwilę obaj chłopcy nic nie robili, zamarli, jakby obawiając się jakichś następstw tego, co właśnie się stało. Piotrek pierwszy przerwał milczenie.
- Zobacz, co odpisała!

Dorzucam dalszy fragment, bo Viltharis stwierdził, ze mało piszę :]

Za oknem lał deszcz. Co jakiś czas dało się dostrzec rozdzierającą niebo błyskawicę, zbierało się na burzę. Szyby trzęsły się od nawału wody, ale dzielnie trwały w swych ramach, nie dając za wygraną, jakby od ich porażki zależał nastrój faceta siedzącego w biurze. Wyglądał on na czterdziestoletniego, zmęczonego życiem, może pracą, mężczyznę z niedbale zawiązanym, krwistoczerwonym krawatem leżącym na wpół dopiętej, czarnej marynarce. Nad frontową kieszenią dało się dostrzec symbol K&C. Pierwszy raz od dziesięciu minut, mężczyzna poruszył się nieznacznie sięgając po złoty kubek stojący na mahoniowym biurku przed nim. Ze zdziwieniem stwierdził, ze naczynie jest puste i odłożył je niedbale z powrotem obok plakietki cynowego koloru, na której czarnymi literami było wypisane „Michael Bross”. W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść. - Gdyby nie to, że w biurze nie było nikogo innego niż Michael, nie można by domyślić się, ze z jego ust wypłynęły te słowa, biorąc pod uwagę jego wygląd. Głos, w przeciwieństwie do wizerunku, był łagodny i dało się odczuć w nim nutkę nieokreślonego ciepła, tak często towarzyszącą księżom głoszącym kazania z wysokich ambon. Drzwi otworzyły się i staną w nich wysoki, przystojny, trzydziestoletni mężczyzna o łagodnym wyrazie twarzy.
- Ketie mówiła, że chciałeś mnie widzieć.
Michael nie odpowiedział tylko palcem wskazał na gazetę leżącą na biurku. Był to tygodnik „Biznes,Biznes and Biznes”. Na okładce figurowała twarz jakiegoś miliardera, który w wyniku ostatniego krachu na rynku nieruchomości stracił połowę majątku.
- Wybacz, ale co nas obchodzi Jack Stewart?
- Peter, zobacz na stronę dwudziestą trzecią.
Mężczyzna otworzył na wskazanej stronie i zaczął czytać. Wraz z upływem czasu, na jego twarzy można było dostrzec kilka zmian. Uśmiech stracił na swojej wartości, kilka zmarszczek wypełzło mu na czoło, a usta lekko się rozchyliły. W końcu odezwał się.
- Przecież sam to przewidziałeś.
- Wiem, ale dlaczego nic nie zrobiliśmy?
- Przecież to ty…
- Nie zwalaj winy na mnie! Niby jak miałem to przeforsować, mając ich wszystkich na karku! Dobrze wiesz, że to nie są tylko pieniądze, ale i niechęć niektórych osób do innowacji!
- Tak, ale skoro nawet gazety już coś zauważyły… Może warto spróbować ponownie? Przecież nie mogą być ślepi!
Michael wstał, obszedł biurko i stanął naprzeciwko szyby. Deszcz przestał lać, i niczym kurtyna rozsunął się ukazując całe oblicze Hollywood. Dumne wieżowce, piękne hotele, świecące dyskoteki – to wszystko sprawiało, że czuł się jakoś lepiej. „Ja to stworzyłem, nie odbiorą mi tego.”.
- Nie… - powiedział na głos.
- Słucham? – spytał nieco zdezorientowany Peter, dotąd wpatrujący się w plecy Michael’a, oczekując, że ten wymyśli coś nadzwyczajnego. Tyle razy ratował firmę, tyle razy nikt mu nie ufał, a potem okazywało się, że miał racje. Tyle razy, gdy wszyscy wróżyli upadek, rozpędzał całą tą machinę, stawiając na nogi cały świat. „Tyle razy… pomógł mi”- pomyślał.
- Nie, tym razem nie zwrócę się do rady… przynajmniej nie o pozwolenie – powiedział cichym, ale stanowczym tonem. – Po prostu zrealizujemy dawny plan, wskrzesimy go, zrobimy… bohatera – powiedział nieco teatralnie Michael.
- A więc postanowione, tak? Wrzucamy niewinną duszyczkę do piekła Hollywood i robimy z niego aktora, tak?
- I pilnujemy… Chyba nie chcemy takiej pomyłki, jaką był Leonardo?
Peter lekko się skrzywił. Dobrze wiedział, że ponosi część winy za upadek tego genialnego chłopaka.
- Nie… nie chcemy. Osobiście dopilnuję, aby…
- Nie – przerwał mu Michael. – Tym razem sam będę się nim opiekował. Ty zajmiesz się całym tym pieprzonym, papierkowym bajzlem.
- Ale bez ciebie to wszystko upadnie! Musisz tutaj być i pilnować, ja…
- Nie! Czy ty naprawdę nie rozumiesz? Sytuacja jest groźniejsza niż myślisz. Nikt tak naprawdę nie ma pojęcia, wszyscy są krótkowzroczni! Upadek Hollywood jest bliski, młodzi mają dość aktorek pokroju Lindsay czy Hilton, upijających się przy byle okazji i ćpających we własnych domach! Nie chcą takich wzorców, a to przenosi się na ekrany. Mam ci przypomnieć, ile straciliśmy na ostatnim naszym „hicie”?! Pół miliarda dolarów, a tylko 100 tysięcy kupionych biletów, a powód był nazbyt oczywisty, tylko my, zaślepieni Bóg wie czym nie dostrzegliśmy go wcześniej – Eric Trawers. Odkąd oświadczył, że jest statnistą i seks traktuje jako zabawę, z młodego, uroczego młodzieńca stał się totalnym popierdolem! To tylko skrajne przykłady, ale to się zaczyna szerzyć, zaczyna to działać na większą skalę… Aktor przestał być aktorem, a stał się pośmiewiskiem, nieszanowanym przez nikogo. Dzieciaki, które wydają forsę na kino, które wydają forsę na nas, nie są plebsem, żądnym jedynie kurw i piwska. Zrozumcie to, potrzeba nam stylu, klasy.
Zmęczony, jakby po biegu maratońskim, usiadł z powrotem na krześle. Ponownie wziął szklankę do ręki i ponownie stwierdził, że jest pusta.
- Alice, zrób mi dużą kawę, wiesz jaką lubię – powiedział do mikrofonu spokojnym już głosem.
- Za dwie minutki prezesie – rozległ się, z małego głośniczka umocowanego pod mikrofonem, aksamitny głos.
Znów nastała dłuższa chwila ciszy, jakby powietrze wracało do normalnego stanu po wybuchu Michael’a.
- A Deep? – spytał niepewnie Peter, patrząc na reakcję prezesa. Tak jak się spodziewał – wspomnienie ulubionego aktora Michael’a zawsze miło go łechtało.
- Taaaa… John. Mój kochany John… - powiedział z rozmarzeniem Michale, jednak po chwili jakby się zreflektował. - Tylko on jest jeden i odchodzi już na emeryturę. Nam potrzeba młodych, dwóch, trzech, którzy z powrotem zwrócą oczy całej Europy, całego Świata w naszą stronę.
Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła piękna, trzydziesto paro letnia brunetka niosąca, identyczny jak stojący na stole, złoty z wygrawerowanymi literami W&B kubek z parującą zawartością.
- Jesteś kochana – podziękował jej prezes. To była jedna z jego niesamowitych cech – dla każdego ze swoich pracowników zawsze miał jakieś miłe słowo i zawsze wiedział, co chcą usłyszeć.
- Och, dziękuję – odpowiedziała Alice lekko rumieniąc się i wychodząc z pokoju, uprzednio zabierając pustą szklankę z biurka Michael’a.
Peter poczekał, aż drzwi się zamkną i wyparował od razu.
- To, co? Zbieramy ekipę? Mam zawiadomić Jess i Alex’a? – widać było, ze lubił działać.
Na twarzy Michael’a pojawił się zdrowy rumieniec. Wstał, dopiął marynarkę do końca i kiwnął głową.
- Tak.
- A gdzie? Gdzie przeprowadzimy selekcje? – pytał, żądny szczegółów Peter. Można było pomyśleć, że prezes się obrazi za to, że jego podwładny go popędza. Ale nie. Michael skrupulatnie dobierał sobie współpracowników. Widział o nich wszystko, nawet o kierowniczce sprzątaczek. Uwielbiał być dobrze poinformowany, niektórzy mówili, że to właśnie tej wszechobecnej informacji zawdzięcza sukces. Świadomie wybrał Petera na jego młodszego zastępcę. Wiedział, że jest zawsze gotów do pracy, do rzetelnej pracy. Wkładał serce w to, co robił, rzadko zdarzały mu się pomyłki. Michael lubił w nim też ten nieuzasadniony pośpiech niemający nic wspólnego z „robieniem na odwal”.
- Selekcje? Proszę cię, Peter, nie nazywaj tak tego. Selekcjonował to mój prapradziadek, ale bydło na stanowym targu. My prowadzimy casting. Powinieneś wiedzieć, co to znaczy, sami wymyśliliśmy ten mechanizm – zganił swojego zastępcę Michael.
- Tak, masz rację, przepraszam. Oczywiście wymknęło mi się – skrzywił się Peter, nienawidził dostawać nagany.
- Oj tam, takie niedopowiedzenia zdarzają się często, nie przejmuj się – pocieszył Peter’a szef. – No, ale dość czasu zmarnowaliśmy, do roboty.
- No tak, ale pytanie pozostaje – gdzie?
- Myślałem nad trzema krajami – Słowacja, Czechy, Polska.
- Nie lepiej coś z zachodniej Europy?
- Oczywiście, że nie! – stwierdził Michael, nie kwapiąc się o wyjaśnienia, jakby odpowiedź na pytanie, które zadał Peter, była tak oczywista, że nie trzeba było jej podawać.
- No, więc dobrze, skąd? – spytał zastępca ukrywając poirytowanie w głosie – skutecznie.
- Myślę, że Polska.
- Tak, tylko…
- Zdecydowanie Polska – stwierdził głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Dobrze, miasto my wybierzemy i dopracujemy szczegóły. Od razu zrobię panu listę osób, które…
Ale Michael już go nie słyszał. Już był daleko myślami, poza tym pokojem, poza U.S.A. , poza tym całym zapchlonym kontynencie. Przypominał sobie swoje dzieciństwo, jak bawił się ze swoim ulubionym buldogiem labradorem Stray’em na wsi, w stanie Teksas. Właśnie takiego beztroskiego chłopaka mieli teraz znaleźć… Przypominał sobie, jak skakał beztrosko ze swoim najlepszym przyjacielem śród pól, w lesie i nad jeziorem Deep. Przypominał sobie, jaki świat był wtedy niewinny, jaki prosty, nieskomplikowany. Nie trzeba było wytężać umysłu na każdym kroku, nie trzeba było kombinować, martwić się o cokolwiek. Wszystko się zmieniło, gdy jego rodziców zamordowano. Dokładnie pamiętał ten dzień, kiedy usłyszał przeciągły krzyk rozrywający ciszę, krzyk jego matki, który niczym włócznia wbił się w jego serce. Gdy biegł do domu, nie myśląc o niczym innym niż jego kochana matka, wiedział już, że stało się coś strasznego. Dopadł do tylnich drzwi, nie zauważył wyłamanego w nich zamka. Wbiegł do przedpokoju i zobaczył koło schodów prowadzących do jego sypialni leżącą kobietę – jego matkę. Była cała we krwi, z dziwnie wykrzywioną głową. Pamiętał, że nie mógł się poruszyć. Chwilę potem kątem oka dostrzegł ojca leżącego pod drzwiami do łazienki, z Coltem w ręku. Najwyraźniej próbował się bronić, bez skutku. Całą kurtkę miał czerwoną, w okolicy kolana była otwarta rana, z której skapywała na podłogę, z jakąś okrutną, wyrachowaną częstotliwością, krew. Ojciec chciał mu coś powiedzieć, bo jego usta poruszały się bezgłośnie. Mały Michael podszedł do niego, uklęknął, cały we łzach schylił się i przystawił ucho do warg ojca i usłyszał– „Bądź dobry”.
Nigdy nie pamiętał, co się potem stało. Obudził się kilka godzin później w tak dobrze znanym mu szpitalu, w którym zmarła jego babcia. W pierwszym momencie pomyślał, że on też umiera, ale zaraz potem zobaczył nad sobą czarnoskórego lekarza, świecącego w jego oczy małą, lekarską latarką.
- Więc wysłać faxem czy mailem? – wyrwał go dziwnie realny głos Peter’a ze wspomnień.
- Ale co? – spytał półprzytomnie Michael. W jego oczach można było dostrzec łzy.
- Nic, omówimy to jutro. Wydaję mi się, że jesteś zbyt zmęczony Mike, długo pracowałeś. Idź do domu, prześpij się.
- Tu jest mój dom… Nie ważne, przyjdź w poniedziałek popołudniu.
- Okay, dobrej nocy – powiedział Peter i wyszedł z pokoju zostawiając Michael’a sam na sam ze wspomnieniami. Podszedł on do okna i znów zachwycił się widokiem swojego królestwa.
- Ja to stworzyłem, nie odbiorą mi tego.

Dorzucam kolejny kawałek [7 stycznia]

Biegł. Prócz rozmazanych kształtów nie widział nic wokół siebie. Kogoś potrącił, machinalnie krzyknął „Przepraszam!”, ale nawet nie odwrócił się w stronę leżącego na ziemi człowieka. W głowie przelatywało mu mnóstwo myśli, przed oczami przewijało się mnóstwo obrazów, a najwyraźniejszym z nich była treść sms’a otrzymanego od Agnieszki – „Za 30 minut na dworcu”. Wśród zamglonego otoczenia rozpoznał charakterystyczny wieżowiec. „Już jestem blisko”. I rzeczywiście, dwie minuty później wpadł na teren dworca. Wielki, stary zegar, wiszący ponad wejściem wskazywał godzinę osiemnastą czterdzieści siedem. Najdłuższa, matowa wskazówka powoli przesuwała się wokół własnej osi, czas jakby zwolnił. „A więc mam jeszcze dziesięć minut” – pomyślał Mateusz i usiadł na jednej z odrapanych ławek dworcowych, która nie padła jeszcze łupem tutejszych chuliganów, znanych z powszechnej, niczym nieuzasadnionej demolki. Przypomniał sobie jak kiedyś uciekali z Piotrkiem przed jedną z takich grup. To było szaleństwo, adrenalina wręcz kipiała im z uszu. Dopiero potem zdali sobie sprawę z niebezpieczeństwa, o jakie się otarli. Obrzucenie kamieniami dziesięcioosobowej grupy wyrostków w zniszczonych dresach napadających jakiegoś biednego staruszka może i było aktem odwagi, ale niczym nieuzasadnionej, a ta często pokrywała się z czystą głupotą. Ale nie przyszedł tutaj po to by rozpamiętywać dawne przygody. Ma się spotkać z Agą, a ona prawdopodobnie chce mu coś powiedzieć. Ale co? I czy koniecznie musiał się tak śpieszyć? Przecież nie stało się nic nadzwyczajnego. Po prostu chciała z nim pogadać. Poza tym dobrze wiedział, że nie śpiesząc się dotarłby na miejsce w mniej niż pół godziny. Dopiero teraz przyszło mu zapłacić za ten pośpiech – czuł w nogach niesamowity ból, rwanie mięśni. Starał się je rozmasować, tak jak uczył go kiedyś trener koszykówki. „Góra, dół, góra, dół. I pamiętajcie – nie cały czas w jednym miejscu! Wtedy masaż jest bezużyteczny!”. Starał się postępować według wskazówek tego poczciwego starca, którego nie dało się nie lubić, ale bezskutecznie. Nic nie pomagało.
- Mateusz? Co ty robisz? – od strony wejścia dobiegł go tak bardzo upragniony głos. Stała tam nadzwyczajnej urody brunetka, na oko metr siedemdziesiąt z pięknymi, błękitnymi oczami. Była ubrana jakby szła na dyskotekę. Głęboki dekolt odsłaniał częściowo jej nieduże, ale ładne i foremne piersi, a krótkie spodenki, ściśle przylegające do ciała, uwydatniały jej jędrne uda. Mateusz zaniemówił przez chwilkę, gdy ją ujrzał. Dla niego to było w niej zadziwiające, że, mimo iż widział ją tyle razy, zawsze się nią zachwycał, jakby odkrywał ją na nowo, jakby dostrzegał jakiś nowy szczegół, który przy poprzednich spotkaniach przeoczył.
- Agnieszka…. Jak miło cię widzieć! – krzyknął i podbiegł by objąć ją ramionami. Znali się tak długo, że mogli sobie pozwolić na takie małe przyjemności. Odwzajemniła uścisk i spojrzała mu w oczy. Chociaż nigdy mu tego nie powiedziała, to właśnie one podobały się jej w Mateuszu najbardziej – piwne, przenikliwe. Ich spojrzenie wręcz onieśmielało, lecz Agnieszka zdążyła się do tego przyzwyczaić.
- Więc… Co chciałaś mi powiedzieć?
- Czy muszę mieć powód, żeby spotkać się ze swoim przyjacielem? – odrzekła filuternie dziewczyna, nagle robiąc piruet jakby czymś zachwycona. „Przyjaciel” ukuł dotkliwie Mateusza. „Więc nadal nic się nie zmieniło…” – westchnął w duchu.
- Czyli nic się nie stało? Nie chciałaś ze mną pomówić o czymś konkretnym? – zdziwił się. – Twoja wiadomość mocno mnie zaskoczyła, myślałem, że stało się coś złego, albo…
Chciał powiedzieć „Albo chciałaś mi wyjaśnić, co z tym chłopakiem”, ale nie przeszło mu to przez gardło. Agnieszka najwyraźniej nie zauważyła tej niezręczności.
- Oj, no może nie od razu, że nic się nie stało… Usiądźmy, okay?
Gdy oboje usiedli na ławce, Mateusz dostrzegł pewną zmianę na jej twarzy. Nie wiedział, czy mu się zdawało, czy to była gra światła, czy rzeczywiście Agnieszka posmutniała.
- Mati… Ja… Pamiętasz jak mówiłam ci o tej dyskotece w „FallDown”?
Mateusz tylko nieznacznie skinął głową. Nie miał pojęcia, co chce mu powiedzieć Agnieszka. Jedno wiedział, nie będzie to nic dobrego.
- Więc… poszłam tam z Aleksem.
- CO?! – wykrzyknął Mateusz. Aleks był jednym z jego najlepszych kumpli. Wiele razy rozmawiali o Agnieszce. Ale nigdy nie odniósł wrażenia, że on może mieć z nią coś wspólnego. „Nie Aleks…” – jęknął w duchu, bo już wiedział, o co jej chodzi. Nagle zdenerwował się na nią. „Po co to całe przedstawienie? Po co ten dramatyczny sms?! Na chuj mnie tu wzywała?!”. Zapragnął stąd uciec, zostawić ją, dopaść jego kumpla, wpieprzyć mu. Pragnął zrobić cokolwiek. Ale nie mógł, siedział jak wryty i ledwo wyjąkał.
- Dlaczego?
- Mateusz, ty nic nie rozumiesz – próbowała wytłumaczyć się Agnieszka.
- Czego kurwa nie rozumiem?! – ryknął wstając. Coś się w nim złamało coś, co dojrzewało od roku. Odkąd ją poznał.
- Jezu, Matuesz…
- Nie! Nie Mateusz! Grałaś ze mną… Na moich uczuciach, a ja byłem ślepy… Sprawiało ci to przyjemność, co? Po naszych spotkaniach, rozmawiałaś z Aleksem i wyśmiewaliście się z mojej naiwności! Ty obłudna, pie… - ostatni wyraz nie przeszedł mu przez gardło. Głowa opadła mu na ramiona, cały się trząsł. Tego Agnieszka się nie spodziewała. „Nie tak to miało być! Muszę powiedzieć mu prawdę!” – niemal wykrzyknęła w myślach. „Nie! Pamiętaj!” – odezwał się w jej wnętrzu głosik, ten głosik, którego tak nienawidziła.
Spojrzała na niego załzawionymi oczami.
- Błagam, Mateusz…
- Nie… Ja… Ja się łudziłem.
Spojrzał na nią po raz ostatni, odwrócił się na pięcie i odszedł. Wszystko się w nim gotował, pragnął na kogoś napaść, wyładować swoją złość na kimkolwiek. Biegł, nie wiedział gdzie. Mijał ludzi, ale nie dostrzegał ich twarzy. W jego głowie kołatał się tylko ta jedna myśl, te słowa, które zraniły go najbardziej. „Poszłam tam z Aleksem”.
Nie wiedząc, co robi, dopadł do baru, który rzadko odwiedzał. Jego niechlubna nazwa – „Pod zatrutym jabłkiem” miała wiele wspólnego z potrawami, które tutaj podawali. Praktycznie zawsze podłoga była zarzygana przez nieroztropnych klientów, których los był już przesądzony, gdy wzięli do ręki „Kartę zamówień”. Jedyne, co tutaj było dobre, to piwo. Tanie, ale przynajmniej nie własnego wyrobu. Mateusz podszedł do lady barmana, który brudną szmatką, w która z pewnością nie mogło wsiąknąć więcej brudu, wycierał coś czerwonego, „krew?” z lady. Nie zastanawiając się więcej nad tym, Mateusz rzucił 4 złote na ladę i poprosił zimne Tyskie.
- Proszę – rzucił szorstko barman, stawiając przed nim butelkę z trunkiem. Po jasno brązowym szkle spływały kropelki wody. – Otwieracz?
- Hę? – spytał półprzytomnie Mateusz, odrywając wzrok od plakietki piwa.
- Otwieracz. Chcesz otwieracz? – powtórzył lekko poirytowany barman.
- A… Eee…. Dzięki, mam swój – z kieszeni wyjął pęk kluczy, a wśród nich przyrząd którego tak często używał. Otrzymał go od swojego dziadka. Dostrzegł tam coś jeszcze – różową kokardkę, którą otrzymał kiedyś od Agnieszki. Nie zastanawiając się wiele, zaczął się z nią mocować, ale nie chciała zejść. Był tak zdesperowany, że poprosił barmana o zapałki. Ten, nawet nie patrząc w jego stronę, rzucił tłuste pudełko w jego stronę. Prawie wszystkie były wypalone, ale Mateusz znalazł kilka całych. Rzucił pęk kluczy na ladę, zapalił zapałkę i przystawił do kokardki. Barman zerknął w jego stronę, czując gryzący dym w oczach, ale nie zareagował. Był przyzwyczajony do takich zachowań – wszelkiej maści dziwacy przychodzili do jego knajpy.
Gdy z różowego paska, została tylko czarna kupka pozwijanego, zwęglonego materiału, Mateusz uśmiechnął się z dziką satysfakcją.
- No… - mruknął pod nosem i otworzył Tyskie. Po wypiciu całej butelki, oparł się rękami o blat lady. Gra w kosza, bieg na stację, rozstanie z Agnieszką, a teraz piwo – to wszystko sprawiło, że pogrążył się w bezkresnej i nieograniczonej krainie wyobraźni i zasnął.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Screat dnia Czw 8:21, 07 Sty 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Li Mu Bai



Dołączył: 15 Cze 2008
Posty: 1725 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 159 razy
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Wiatowice city
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 23:51, 05 Sty 2010 Powrót do góry

Nie wiem czy czytałeś coś E. E. Shmitta, bo jak nie to polecam gorąco przedewszystki małe zbrodnie małużeńskie. Jesli lubisz pisać to możesz sie sporo nauczyć z tej książki. Szczególnie jeśli chodzi o budowanie napięcia. Wszystko poprawne ale bez polotu. chodzi o to żeby tekst miał jajko. Zarys fabuły jest dość dobry. Wydaje mi się że troche groteski którą zaczęłęś przedstawiając postać piegowatego powinieneś kontynuować, gdyz nadaje smaczku. Jak na Twój zacny wiek tekst bardzo dobry. Ubarwienia tekstu jak i doświadczenie przyjdą z wiekiem^^

Edit:P
Druga cześć zdecydowanie lepsza. Od siebie dodad ino mała uwage

Cytat:
Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła piękna, trzydziesto paro letnia brunetka niosąca, identyczny jak stojący na stole, złoty z wygrawerowanymi literami W&B kubek z parującą zawartością.


Cytat:
Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła piękna, trzydziesto paro letnia brunetka niosąca, identyczny jak stojący na stole złoty kubek z wygrawerowanymi literami W&B. Micheal czując woń parzonej kawy, która szybko wypełniła obszerne pomieszczenie, odprężył się na swym skurzanym fotulu. Po chwili wewnętrzej zadumy, która z zadziwiającą skutecznością ukoiła jego strapioną duszę, zebral się w sobie i stanowczo choć z subtelna czułością podziękował za kawe.


Według mnie potrzeba tu troche ubarwień malych skoków napięcia i tym podobnych. Mysle że wiesz o co chodzi:)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Li Mu Bai dnia Śro 0:15, 06 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Screat



Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 37 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:05, 06 Sty 2010 Powrót do góry

Dzięki Li za komentarz. Wiem, ze dzieło to nie jest, a poleconą książką się zainteresuję w najbliższym czasie.

Tylko tutaj to jest dopiero początek :] Konkretna fabuła będzie dla Ciebie (po przeczytaniu tego fragmentu) totalnym zaskoczeniem. To jest takie.. Hm... Współczesne fantasy :] Dlatego napięcia tutaj na razie żadnego nie ma, bo to, że koleś dostał sms'a jakoś nikogo chyba jeszcze nie podniecało Very Happy

Jeszcze raz dzięki za koment i napisz mi tylko, czy przeczytałeś ten drugi kawałek, który wrzuciłem. Jak tak, to dorzucę dalej.

EDIT
No, no Li - masz talent. Ślicznie przerobiłeś ten fragmencik z kawą Very Happy Jak chcesz możesz tak cały tekst Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Screat dnia Śro 0:35, 06 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Viltharis
Naczelnik


Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 3626 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:38, 06 Sty 2010 Powrót do góry

Dobra, to zaczynam tak, jak Ty z opowiadaniem Kamila. Normalnie bym tego nie zrobił, teraz to tak z przekąsu. Smile

Screat napisał:
(...) przerwał trwającą od minuty ciszę, przerywaną (...)


Chyba nie muszę tłumaczyć, co mi się w tym zdaniu nie podoba.

Screat napisał:
zniszczony, okurzony asfalt.


"Okurzony"... tak, słowo jest poprawne, przyznaję, ale nigdy go nie spotkałem przy opisie asfaltu. Nie czepiam się tego, naprawdę, tylko podsuwam propozycję - "zapylony". Zastanów się, które lepiej brzmi. Smile

Screat napisał:
Minęli budynek, który obecnie służył za szpital psychiatryczny, wybudowany w latach siedemdziesiątych. Początkowo był to supermarket, ale ponieważ właściciel zbankrutował, został on oddany na placówkę medyczną. Ludzie, którzy mijali ten specyficzny, szary, odpychający budynek, zawsze wzdrygali się wiedząc, że są obserwowani przez pacjentów.


Jest tu powtórka słowa "budynek". Wiem, nie wygląda, ale polonista zapewne by to podkreślił.

Dalej błędów nie widzę. Znaczy, na pewno jakieś są, ale nie takie, jakich sam bym nie popełnił. Doczytałem tylko do czerwonego napisu, bo muszę lecieć się uczyć.

Opowiadanie pochwalę, bo jest ciekawe, choć realia zupełnie mi nie odpowiadają, a i tematyka jest... odległa. Cóż, nie będę się rozwodził o swoich relacjach damsko-męskich, ale powiem tyle, że z żadnym z bohaterów utożsamiać się nie mogę. Very Happy Nieważne. Pisz, rozwijaj się, życzę powodzenia. Dalszą część przeczytam jutro, albo jeszcze później. Jeszcze raz gratulacje.

PS. Swoją drogą filmik z kolegami konkursowy na 10 minut chyba nakręciłem i brałem też udział w nagrywaniu półprofesjonalnego kawałka. Very Happy To tak nawiązując do naszej poprzedniej rozmowy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Screat



Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 37 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 8:08, 07 Sty 2010 Powrót do góry

Viltharis napisał:
Dobra, to zaczynam tak, jak Ty z opowiadaniem Kamila. Normalnie bym tego nie zrobił, teraz to tak z przekąsu. Smile

Screat napisał:
(...) przerwał trwającą od minuty ciszę, przerywaną (...)


Chyba nie muszę tłumaczyć, co mi się w tym zdaniu nie podoba.

Racja, Danke.

Viltharis napisał:

Screat napisał:
zniszczony, okurzony asfalt.


"Okurzony"... tak, słowo jest poprawne, przyznaję, ale nigdy go nie spotkałem przy opisie asfaltu. Nie czepiam się tego, naprawdę, tylko podsuwam propozycję - "zapylony". Zastanów się, które lepiej brzmi. Smile

Albo w ogóle to wywalić, bo zapylony to też tak nijako brzmi :]

Viltharis napisał:

Jest tu powtórka słowa "budynek". Wiem, nie wygląda, ale polonista zapewne by to podkreślił.

Wygląda, nie wygląda - słychać, przeczytałem sobie na głos, dzięki.

Viltharis napisał:

Opowiadanie pochwalę, bo jest ciekawe, choć realia zupełnie mi nie odpowiadają, a i tematyka jest... odległa.

Potem trochę się zmienia :]

Viltharis napisał:

PS. Swoją drogą filmik z kolegami konkursowy na 10 minut chyba nakręciłem i brałem też udział w nagrywaniu półprofesjonalnego kawałka. Very Happy To tak nawiązując do naszej poprzedniej rozmowy.

A, no to nieźle. Ale wiesz, chodziło mi bardziej o produkcje filmowe. Ja sam jestem początkującym krytykiem filmowym. Tylko to hobby jest cholernie drogie, bo nawet ulgowy to jest u nas w CC 16zł. A tak średnio dziesięć razy w miesiącu jestem w kinie.

Dzięki za wypowiedź. Jak masz ochotę, to Screat dorzucił dalszą część.

Aha, Screat jak dodaje dalsze części opowiadania, to robi to edytując pierwszego posta .


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Screat dnia Czw 8:14, 07 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Quigo



Dołączył: 21 Wrz 2006
Posty: 891 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Internet
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:33, 14 Sty 2010 Powrót do góry

Bardzo przyjemna, wciągająca lektura. Przyczepię się tylko do jednego, bo raziło w oczy:

Screat napisał:
Wszystko się w nim gotował, pragnął na kogoś napaść


Prędzej gotowało, niż gotował.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Quigo dnia Czw 22:42, 14 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Screat



Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 37 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:34, 24 Sty 2010 Powrót do góry

Dzięki Quigo. Wrzucałem wersję nie tę którą powinienem - przed poprawkiami, stąd jest tutaj kilka błędów.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)